|
|
|
Pozytywne efekty 500+
Dzieci poczują się kochane!
KOMENTARZE
2
2016-12-12
chyba raczej na koty:)
3
2016-12-13
https://parenting.pl/portal/samotne-dzieci
4
2016-12-22
Witam, temat bardzo ciekawy i ważny w obecnych czasach. Kryzys rodziny, męskości ale przede wszystkim ojcostwa. Mówisz o "alimenciarzach" określenie paskudne i nieadekwatne zupełnie do rzeczywistości. Dlaczego nie słyszy się np. klecha, pies, piguła, konował w kontekście księży, policjantów, pielęgniarek czy lekarzy? Prawda, że brzydko? Ale rozumiem, bardzo medialne i na czasie, każdy teraz przecież dba o dobro dziecka. Ale czym jest to dobro dziecka? Jako alimenciarz powiem tak, dobro dziecka to tylko i wyłącznie dobro kobiety w Polsce. Tak, dobro kobiety a to dla tego, że w Polsce mamy do czynienia z matriarchatem w pełnym tego słowa znaczeniu. Kobiety wystarczy, że zaczną krzyczeć, tupać nogami i dostają to, czego chcą w przeważającej większości o ile, oczywiście wiedzą czego chcą. Wiem, brzmi pokrętnie i bezsensownie, ale to prawda. Do sedna... Jako mężczyzna w Polsce nie posiadam żadnych, ale to żadnych praw do swoich dzieci a już na pewno nie posiadam i po rozwodzie i wszelkie teorie w tej sprawie nijak mają sie do rzeczywistości! Dziecko przypisane jest do matki, matka jest jego prawowitą włascicielką a ojciec to tylko dawca nasienia i pieniędzy. O tyle o ile w małżeństwie sprawa wygląda odrobinę inaczej o tyle po rozwodzie, mężczyzna staje się już tylko wspomnianym przez Ciebie "alimenciarzem" bez praw do opieki i jakiegokolwiek stanowienia w kwestiach wychowywania dzieci, mało tego, jeśli matka nie wyrazi zgody, ojciec nie zobaczy swoich dzieci już nigdy! Dlaczego tyle o "alimenciarzach"? Już tłumaczę na podstawie własnych doświadczeń. Odszedłem od żony z powodu jej choroby (borderline) kto odrobinę o tym poczyta lub ma z tym doświadczenie, ten wie, że w praktyce oznacza to piekło dla partnera takiej osoby. Walczyłem długie lata o jej wyzdrowienie, wspierałem, jeździłem na terapię, niestety na nic się to zdało. Po drodze straciłem firmę i popadłem w długi. Podczas rozwodu, walczyłem o dzieci o przejęcie nad nimi opieki, niestety jak to w Polsce, dzieci są własnością kobiety i nic nie dało sie zrobić, nawet mimo jej choroby. Podczas rozwodu zarabiałem jakieś grosze, około 1200 zł. Alimenty jakie mi zasądzono to 950zł. Dodam, że jestem inwalidą i nie nadaję sie do pracy fizycznej, choć niestety zmuszony jestem do jej wykonywania. Oczywiście zostawiłem żonie wspólne mieszkanie (należące do mojej matki). Mieszkanie zawsze było opłacone a do tego moja matka, opłacała TV i internet, co w praktyce oznaczało ZERO kosztów dla EX małżonki. Oczywiście zaraz pojawiła się, rzesza koleżanek, która EX małżonce doradziła jak uprzykrzyć mi życie. I tak zaczęło się moje życie znienawidzonego przez wszystkich "alimenciarza" Wszystkie moje wizyty kończyły się awanturami, straszeniem, grożeniem... Kiedy dzwoniłem do dzieci, żona założyła mi sprawę o stalking (na szczęście, sędzią był mężczyzna i uniewinnił mnie. Potem standardowo, próba założenia niebieskiej karty (nie było dowodów na jakąkolwiek przemoc), próba wrobienia w pedofilię itp. Kiedy przyjeżdżałem do dzieci, żona nie otwierała, mówiła chłopca, że to kurier. Nigdy nie chciałem robić awantur więc odchodziłem. Żona ma nadzór kuratorski a w ciągu tych 4 lat od rozwodu już chyba 5 kuratora. Oczywiście, każdy z nich ma w dupie to co się dziej, bo dla nich dobro dziecka jest najważniejsze, cokolwiek to oznacza. Dzieci oczywiście standardowo są indoktrynowane przeciwko mnie, choć skutek tej indoktrynacji jest mizerny, bo dalej mnie bardzo kochają. Były już dramatyczne krzyki i płacze dzieci, wciąganych przez matkę do mieszkani, żeby tylko się ze mną nie spotykały, było wzywanie policji, chłopcy wiele razy wystraszeni chowali matce telefon, bo bali się, że policja zabierze im tatę. Kiedyś starszy syn, wówczas 8 letni, biegał po domu z nożem i krzyczał, że się zabije, bo mama wygoniła tatę, krzyczał, że nie chce już żyć. O wszystkim doskonale wiedział pierwszy kurator z którym byłem w kontakcie, nagrywałem i dalej nagrywam rozmowy z nimi. Jak była jego reakcja? Michał, wyluzuj, daj spokój, odpuść, wina leży po obu stronach... Co mam odpuścić, mam wymazać siebie z pamięci dzieci??? Jak mam to rozumieć??? Wracając do tematu alimenciarzy, nie było stać mnie na alimenty, płaciłem tylko 400zł... Potem komornik, zajęcie pensji i brak pieniędzy na opłacenie pokoju (tak pokoju, początkujący alimenciarze najczęściej, zanim wylądują na ulicy zajmują jakieś stancje, pokoje itp) jedzenia i w ogóle wszystkiego... Musiałem uciekać za granicę. W między czasie, kiedy żonka wykończyła już psychicznie nie tylko mnie, ale i nasze dzieci, zaczęła odrobinę mięknąć i zezwalać na moje "kontakty" z naszymi dziećmi. Od mniej więcej 9 miesięcy mogę zabierać chłopców na weekendy 2 razy w miesiącu, tak jak ustanowił to sąd. Oczywiście wszystko to kosztuje, mój dojazd do Polski raz w miesiącu, atrakcje dla dzieci, prezenty, czasem lekarz. Wszystko to zamyka się w około 500 Euro miesięcznie plus alimenty 220 Euro, co daje nam kwotę około 720 Euro miesięcznie. Tak Macieju, do kwoty tych alimentów wielu ojców , musi doliczyć koszty dojazdu do dzieci, często tylko po to, żeby pocałować klamkę, lub zostać bezpodstawnie odprawionych przez policję na życzenie matki dzieci. Wielu ojców robi co może, żeby zachować jakikolwiek kontakt z własnymi dziećmi. Do tego mamy przeciwko sobie niemalże całe MATRIARCHALNE społeczeństwo. Tracimy pracę, niszczą ogromne względem zarobków alimenty, które bardzo często eliminują nas z życia dzieci, bo nie stać nas nawet na dojazd do nich! Państwowe instytucje, szkoły, urzędy itp, gdzie jeśli udajemy się jako ojcowie po rozwodzie w celu uzyskania jakichkolwiek informacji o własnych dzieciach, typu oceny w szkole, ich zdrowie itp, słyszymy - Tylko matka!!! (tylko kobieta) Ojciec po rozwodzie staje się w Polsce, banitą wyjętym z pod prawa, na którym każdy może rozładować się do woli. Dlatego ponad 90%"alimenciarzy" w Polsce to mężczyżni, bo nie mamy jako mężczyźni szans na opiekę nad własnymi dziećmi, opiekę naprzemienną, czy nawet na tak zwane kontakty z własnym dziećmi. Dzieci są nam po prostu odbierane i przekazywane na własność kobietą, które używają ich jak miecza którym walą w mężczyznę i jako tarczy, którą zasłaniają się przed odpowiedzialnością. Oczywiście nie wszyscy tacy jesteśmy i nie wszyscy myślimy o swoich dzieciach, ale zaręczam Ci Maćku, że mężczyźni, ojcowie, także bardzo mocno kochają swoje dzieci o czym pewnie jako szczęśliwy ojciec wiesz. Dlatego Macieju, zanim nazwiesz nas alimenciarzami i wrzucisz wszystkich do jednego wora z etykietą, beztroskiego chłoptasia który nie chce dawać pieniążków na własne dzieci to pomyśl, że za wieloma takim ojcami, stoją prawdziwe dramaty i historie o których nie usłyszysz, bo zagłuszają je wrzaski bab krzyczących, mało i mało! Pozdrawiam |
Niemiecka tarcza antykryzysowa (3) - 10 miesięcy temu
Nieruchomości w Niemczech cz.1 (1) - 11 miesięcy temu
Ile tracimy na dotacjach UE? (3) - ponad rok temu
Spór o kler (7) - 2 lata temu
Powrót po 9 latach (3) - 3 lata temu
Polowanie na dzieci w Niemczech (2) - 3 lata temu
Niemcy - kraj na amerykańskim dopalaczu - 3 lata temu
Program sponsorują:
Fotowoltaika nowy sącz, nowy targ,...
- - 20.00 |
Kontestacja zeszła na psy